Neutralność emisyjna Europy. Jak to zrobić do 2050 roku?

Michał Rosiak

Neutralność emisyjna, czyli równowaga pomiędzy emisją a pochłanianiem gazów cieplarnianych, to jeden z kluczowych celów Unii Europejskiej na najbliższe dekady. Zgodnie z zapisami Europejskiego Zielonego Ładu do 2050 r. UE zamierza stać się pierwszym kontynentem, który osiągnie ten cel. Co to dokładnie oznacza i jak to zrealizować w praktyce?

Zacznijmy od podstaw i wyjaśnijmy, czym ta odmieniana ostatnio przez wszystkie przypadki neutralność emisyjna właściwie jest. W dużym skrócie, to stan, w którym ilość gazów cieplarnianych emitowanych przez człowieka jest równa ilości gazów usuwanych z atmosfery.

Proces ten obejmuje zarówno redukcję emisji, jak i zwiększenie zdolności pochłaniania gazów, np. poprzez zwiększanie powierzchni pochłaniaczy dwutlenku węgla lub stosowanie technologii wychwytywania CO2.

Gwoli wyjaśnienia – pochłaniacze węgla to systemy, które pochłaniają więcej dwutlenku węgla, niż emitują do atmosfery. Do najważniejszych należą: gleba, lasy oraz oceany. Szacuje się, że te naturalne mechanizmy usuwają z atmosfery od 9,5 do 11 gigaton CO₂ rocznie, podczas gdy emisja CO₂ w 2021 r. w skali globalnej wyniosła aż 37,8 GT. Jak widać, sporo mamy do nadrobienia.

Po co nam neutralność emisyjna?

Dlaczego to aż tak istotne? Dla UE neutralność emisyjna jest kluczowym elementem walki z kryzysem klimatycznym, którego skutki – od ekstremalnych zjawisk pogodowych po zmiany ekosystemów – stają się coraz bardziej odczuwalne. Przyjęte rozwiązania mają nie tylko chronić środowisko, ale też wspierać innowacje, konkurencyjność gospodarki oraz poprawę jakości życia obywateli.

Warto też odnotować, że nie tylko urzędnicy w Brukseli dostrzegają problem. Po prostu jako jedni z nielicznych zdecydowali się coś z tym zrobić. W 2015 r. w stolicy Francji 195 krajów zrzeszonych pod egidą Narodów Zjednoczonych podpisało tzw. Paryskie porozumienie klimatyczne, którego głównym celem miało być powstrzymanie globalnego ocieplenia.

Politycy z każdego zakątka globu, na skutek ustaleń naukowców z Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu, zobligowali się, że zrobią wszystko, co w ich mocy, żeby nie dopuścić do podwyższenia się średniej temperatury na planecie do końca stulecia o więcej niż 1,5°C.

Badacze są zgodni, jeśli globalne ocieplenie przekroczy ten próg, zmiany klimatyczne mogą stać się nieodwracalne. Topnienie lodowców, wzrost poziomu mórz i utrata bioróżnorodności będą postępować w tempie trudnym do opanowania. I nie będzie się to działo tylko w odległych, egzotycznych krajach – również obywatele państw szeroko rozumianego Zachodu odczują na własnej skórze skutki tej katastrofy.

Znajdziemy się w centrum takich zjawisk jak huragany, susze, powodzie czy fale upałów. Zresztą powoli już się znajdujemy. Tegoroczne katastrofalne powodzie z Walencji czy Ziemi Kłodzkiej to tylko przedsmak przyszłych tragedii.

Nie jest to pełny obraz sytuacji. Na skutek zawirowań klimatycznych miliony ludzi zostaną zmuszone do opuszczenia swoich domów, co zwiększy presję migracyjną i może prowadzić do konfliktów o zasoby. A przecież już dziś kryzys migracyjny staje się poważnym problemem dla wielu społeczeństw.

Dlatego właśnie Paryskie porozumienie klimatyczne jest (było?) tak ważne. To przełomowy dokument w historii międzynarodowej polityki klimatycznej. Po raz pierwszy wszystkie państwa – zarówno rozwinięte, jak i rozwijające się – zobowiązały się do wspólnego działania na rzecz ochrony klimatu.

Prawo o klimacie

Jak doskonale wiemy, papier przyjmie wszystko. Realizacja założeń porozumienia od czasu złożenia podpisów napotyka na wiele trudności, żeby nie napisać: stoi w miejscu. Dlaczego?

Przede wszystkim niewiele państw w rzeczywistości podejmuje jakiekolwiek działania w tej materii. Co więcej, w 2020 r. z porozumienia wycofały się Stany Zjednoczone, najpotężniejsze państwo świata i gospodarczy oraz technologiczny potentat.

Trudno wymagać od krajów rozwijających się, by zaciskały pasa i rezygnowały z partykularnych interesów tu i teraz, dodatkowo w imię równie świetlanej co enigmatycznej przyszłości całej ludzkości, kiedy światowi liderzy odwracają się od idei walki z ociepleniem klimatycznym.

Unia Europejska jest w tym światowym towarzystwie jedyną organizacją, która podjęła realne kroki, żeby zapisy porozumień zmienić w rzeczywistość. Dlatego też w 2019 r. Komisja Europejska przedstawiła szerokiej publice słynny już Europejski Zielony Ład.

Czym jest ten dokument? To tak naprawdę zestaw kroków (wraz z harmonogramem), jakie muszą wykonać państwa Wspólnoty, aby powstrzymać zmiany klimatyczne. Żeby jednak piękne idee nie pozostały na papierze, jak to mogliśmy zaobserwować w przypadku porozumień paryskich, w 2021 r. Parlament Europejski i Rada Europy przyjęły prawo o klimacie. Od tego momentu nie możemy już mówić o strategiach, planach, koncepcjach, lecz o twardym prawie.

A zapisy tegoż są dość jasne – do 2030 roku mamy ograniczyć emisję gazów o 55 proc. względem stanu z 1990 roku (do tego odnosi się hasło Fit for 55), a do 2050 osiągnąć neutralność klimatyczną, czyli usuwać tyle gazów cieplarnianych, ile sami wytwarzamy. Ma wychodzić na zero.

Cel jest jasny, a środki?

Cel jest bez wątpienia ambitny. Świadczy o tym chociażby fakt, że właśnie w 2021 r. podnieśliśmy sobie wszyscy poprzeczkę i do 2030 r. zobowiązaliśmy się zredukować emisję gazów nie o 40 proc., jak było początkowo ustalone w 2019 r., a o 55 proc.

Co konkretnie Bruksela zamierza zrobić, by w połowie wieku cyferki się zgadzały? Europa, dążąc do realizacji celu neutralności klimatycznej, skupia się przede wszystkim na trzech obszarach: transformacji energetycznej, zrównoważonym transporcie oraz reformie przemysłu.

Weźmy na tapet sektor energetyczny. Kluczowym elementem zmian jest tu stopniowe odchodzenie od paliw kopalnych na rzecz odnawialnych źródeł energii, takich jak wiatr, słońce czy energia geotermalna. Unia Europejska chce, by do 2030 r. co najmniej 40 proc. energii pochodziło z OZE.

Te liczby nie wzięły się z sufitu. Według obliczeń Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej polskie wybrzeże Bałtyku ma potencjał na wygenerowanie 33 GW energii. Czy to dużo? Bardzo – łączna moc wszystkich źródeł energii elektrycznej w Polsce wyniosła w sierpniu 70 GW. A to przecież sam wiatr! W zanadrzu mamy jeszcze elektrownie wodne, geotermalne, fotowoltaiczne, na biomasę. Cała, nomen omen, masa energii odnawialnej. Widać tu ogromny i – póki co – niewykorzystany potencjał.

To oczywiście nie wszystko. Dekarbonizacja systemu energetycznego idzie w parze z modernizacją budynków i przemysłu, aby poprawić efektywność energetyczną i zmniejszyć zużycie energii.

Teraz czas na transport, będący jednym z głównych źródeł emisji gazów cieplarnianych. W tym obszarze też czekają nas znaczne przeobrażenia, a na imię będzie im "elektromobilność". Tak, pożegnamy się z dieslami, a przywitamy hybrydy i samochody elektryczne. I naprawdę doskonale rozumiem nostalgiczne westchnienia fanów motoryzacji do silników wysokoprężnych – sam takim jeździłem – jednak powinniśmy mieć na uwadze, że smog zabija rocznie ok. 50 tys. Polaków. Lepiej mieć w garażu oszczędną, cichą i zeroemisyjną hybrydę, niż przykładać rękę do tych statystyk.

Zresztą historia uczy, że postępu nie da się zatrzymać. Elektromobilność zyskuje na znaczeniu, a Europa planuje całkowite wycofanie sprzedaży nowych samochodów spalinowych do 2035 r. Inwestycje w infrastrukturę ładowania pojazdów elektrycznych mają sprawić, że poruszanie się nimi stanie się powszechnie dostępne i o wiele bardziej praktyczne niż dziś (na co wielu krytyków elektromobilności narzeka). Przydałyby się jeszcze programy dofinansowania do zakupu elektryków używanych…

Ale do brzegu – kolejną ważną odnogą zmian jest reforma przemysłu, który tradycyjnie opiera się na procesach emitujących mnóstwo gazów cieplarnianych. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że produkcja musi uwzględniać minimalizację odpadów i emisji oraz maksymalne wykorzystanie materiałów poprzez recykling i ponowne użycie. Takie zero waste, tyle że w skali przemysłowej.

A czy przypadkiem w ten sposób przemysł na Starym Kontynencie nie przestanie być konkurencyjny? Temu ma zapobiec wprowadzenie mechanizmu dostosowywania cen w granicach Unii dla towarów z krajów, które nie przestrzegają rygorystycznych norm klimatycznych. To ich, klimatycznych ignorantów, ma zaboleć kieszeń, nie nas.

Czy obywatele UE popierają te zmiany?

Wbrew pozorom i kontrowersjom, które pojawiają się przy omawianiu poszczególnych środków – patrz elektromobilność – obywatele Wspólnoty dość jednomyślnie stoją murem za staraniami Brukseli na rzecz ochrony klimatu. Nie lekceważymy też samego problemu.

Z danych Eurobarometru dowiadujemy się, że 93 proc. respondentów uważa zmiany klimatyczne za poważne zagrożenie, a 78 proc. określa je jako "bardzo poważne".

Co więcej, 90 proc. Europejczyków zgadza się, że konieczne jest zminimalizowanie emisji gazów cieplarnianych i osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 r. Tak, dobrze przeczytałeś, 9 na 10 ankietowanych popiera Fit for 55.

Lwia część naszych współplemieńców z kontynentu łaskawym okiem patrzy także na konkretne cele UE, takie jak zwiększanie udziału odnawialnych źródeł energii i poprawa efektywności energetycznej – 87 proc. badanych podkreśla wagę ambitnych działań w tych obszarach.

Równie istotne jest wsparcie finansowe na rzecz czystej energii, nawet kosztem ograniczenia dotacji dla paliw kopalnych, co popiera 81 proc. badanych.

Wnioski? Badania Eurobarometru jasno pokazują, że Europejczycy oczekują zdecydowanych działań na szczeblu krajowym i unijnym. Widzimy w tym szansę nie tylko na poprawę sytuacji klimatycznej, ale też na wdrożenie innowacyjnych technologii, uzdrowienie konkurencyjności europejskiej gospodarki oraz stworzenie nowych miejsc pracy. Podsumowując, zielony ład dostał od obywateli zielone światło. Teraz trzeba działać.